Ostatnio nie dzieję się u nas nic. Od ponad miesiąca walczymy z koszmarnym przeziębieniem. Najpierw (jeszcze w październiku) polegli chłopcy i skończyło sie antybiotykiem, potem dołączył J a jak oni sie wygrzebali wzieło mnie. Najpierw straciłam głos, potem jak juz zaczęłam chrypić doszedł duszący kaszel, a teraz od 2 tyg zmagam się z okropnym katarem :/
Niestety zaraziłam chłopców, bo oni od tygodnia znów z glutami i kaszlem (na szczęście osłuchowo ok). Filip pół października był w domu, w listopadzie raptem był w przedszkolu 3 dni i przyznam się, że boję się Go puścić jak się wygrzebiemy, bo jestem pewna, że po góra tygodniu wrócimy do stanu obecnego- czyt, zaglutanego :( a on tak chce do przedszkola. Każdego dnia pyta czy dzis jest juz zdrowy i czy może iśc do przedszkola.
Juz po cichu modle się o mróz, bo może pogoni te zarazy :p
Walczymy z wirusami, ale i z wykończeniówką domu. Praktycznie z kurzem, który jest dosłownie wszędzie. Schodami się chwaliłam, kuchnią nie, ale mam od 2 tygodni, kominek mam, piec grzeje, pokoje pomalowane, okna pomyte, łózka poskręcane, stół w kuchni jest, więc tylko zabrac graty i zamieszkać. I to tylko jest w naszym przypadku aż, bo po 1 nie mam kiedy tak na cacy pomyc podłóg, a po 2 jakoś mi sie smutno robi, że zostawiam ten pokój, dom rodzinny, miejsce gdzie było mi dobrze, bezpiecznie, gdzie zaczęłam być żona, mamą...
Z jednej strony boje się o nowy dom, bo juz raz ktoś chciał nam go odebrac. Czekałam na ten dzień od dawna, marzyłam, modliłam się i juz tak bardzo, bardzo chcę byc na swoim. Nie powiem przeraża mnie troszkę jak to będzie, ale wiem, że kochając się i szanując z męzem stworzymy fajny, ciepły i bezpieczny dom dla naszych dzieci. Z drugiej zaś strony cos się kończy... widzę jak mama chlipie pod nosem, ciagle powtarza, ze zostana z tata sami - choć zamieszkam od nich 500metrów :)
pozdrawiam Was serdecznie :*
zdjęcia domu można zobaczyć oczywiście na blogu http://www.domwborowikach.mojabudowa.pl/